Friday 25 November 2016

How I started to jog



A zaczęło się jak zwykle. Od kompleksów...

Dzięki wyjazdom służbowym i przebywaniu w hotelach, nietrudno było mi o niezdrowe jedzenie. Batoniki z automatów. Pizza. Szybka bułka na stacji kolejowej. Nawet osobie wysportowanej i obytej ze sportem - przez wiele lat trenowalam taniec towarzystki, tenis ziemny, grałam w siatkówkę i biegałam w szkolnych zawodach - nie trudno było o kilka dodatkowych kilogramów. Na początku, jak to zawsze bywa, zwalalam to na swój wyjazdowy tryb życia, brak czasu na wyjścia do siłowni czy brak stroju do ćwiczeń. Pozostało mi więc tylko narzekanie.

Ale po czasie i tego miałam dość. Poszłam więc na spacer, tuż za róg. I tak oto odkryłam, że praktycznie pod nosem mam ścieżkę rowerową i biegową, otoczoną polami i łąkami. Trasa ciągnie się aż do samej głównej autostrady, więc ma ponad 20 kilometrów -  tak na wszelki wypadek, gdyby poniosły mnie nogi:).

Brak czasu na dojazdy do siłowni okazał się więc nieaktulany. Musiałam spróbować.

O mamma mia... Śmieję się sama do siebie, gdy przypominam sobie początki. Wyciągnęłam swoje zakurzone adidasy, włożyłam leginsy, w których zazwyczaj sprzątałam dom i koszulkę męża. Porozciągałam się, porobiłam przysiady, wypady i inne ćwiczenia, które jeszcze pamietam ze szkolnych zajęć wychowania fizycznego, ale i internetowych tutoriali, cały czas myśląc : przecież nie może być tak źle..

Po przebiegnięciu kilkunastu metrów (które w rzeczywistości wydawały sie kilometrami) marzyłam tylko o poddaniu się i wróceniu do domu. Ale mój character mi na to nie pozwolił. Przeszłam więc do szybkiego marszu i ciężko dysząc przeżyłam kolejne metry. Kiedy poczułam się na siłach, wróciłam do wolnego truchtu. I tak na zmianę.

Następnego dnia nie mogłam zwlec się z łóżka. Bolące mięsnie przypominały mi o moim szaleństwie, ale też napawały dumą i poczuciem wygranej. Z samą sobą i swoim małym kanapowym leniem.

Kilka dni później znów stanęłam na starcie. Tym razem wyposażona w mp3 i mocne postanowienie przebiegnięcia dłuższego dystansu.

I tak przez kilka następnych razy.

Od piosenki do piosenki.

W końcu wpadłam na lepszy pomysł. Jako, że nie miałam żadnego zegarka czy aplikacji obliczającej kilometry czy czas, wykorzystałam piosenki do rozłożenia swoich sił. Pół piosenki biegnę, jedną piosenkę szybko maszeruję. I tak kilka razy.

Z tygodnia na tydzień zmieniałam ustawienie.
Tydzien 1: Jedną piosenkę biegnę, jedną piosenkę maszeruję.
Tydzień 2: 1,5 piosenki biegnę, pół piosenki maszeruję.
Tydzień 3: 2 piosenki biegnę, malutki kawałek idę.
Tydzień 4: 3 piosenki biegnę, mogę przejść do marszu jeżeli tego potrzebuję.

Nigdy nie zapomnę, gdy po kilku tygodniach, wróciłam spocona, czerwona na buzi, ale niesamowicie szczęśliwa do domu i powiedziałam do męża: Baby, przebiegłam calutką trasę bez zatrzymania:). Teraz mogę zjeść ten tort. Tylko żartuję:)

Dopiero później wyczytałam, że tak właśnie powinno się zacząć bieganie. Systematycznie zwiększać czas samego biegnięcia, a skracanie czas szybkiego marszu. Po kilku tygodniach, jesteś w stanie przebiec 15, 20 czy 30 minut bez większej zadyszki.

Klucz to systematyczność.

Było cieżko i wiele razy chciałam tupnąć nogą i zawrócić do domu. Ale zawsze coś albo ktoś mnie od tego powstrzymał. A to super energetyczna piosenka, a to wspaniały zachód słońca, a to dopingujący Tony. Myślałam sobie również, że przecież kupiłam te śliczne buty do biegania. Szkoda byłoby ich nie założyć:).

Pamiętaj, głowa i nasz wewnętrzny krytyk podpowiadają różne bzdury takie jak - nie dasz rady, już dość, zatrzymaj się. Ale Twoje ciało może naprawdę więcej. Podgłośnij więc muzykę i skup się na oddechu.

Dziś spokojnie mogę przebiec 5 km bez zatrzymywania. Zaczynam również powoli zmieniac trasy na trochę dłuższe, więc może faktycznie niedługo dobiegnę do tej autostrady:).

Dodatkowo wspomagam się ćwiczeniami na nogi, brzuch i pośladki a raz w tygodniu robię porządne ćwiczenia rociągające, bo praca przy biurki daje się we znaki moim plecom.

Małe porady

Nie jestem ekspertem, nie znam cudownych diet oraz nie mam wiedzy jak dokładnie obliczyć swoje idealne tempo do spalania tkanki tłuszczowej, ale umiem obserwować swoje ciało.

Zainwestuj w buty do biegania.
Uwierzcie, one naprawdę robią różnicę. Nie, nie pobiegną za Ciebie, ale są miekkie, leciutkie, posiadają super amortyzację i doskonale dopasowują się do stopy. Wszystko inne jest nieważne. Legginsy i koszulki albo kupiłam gdzieś w większym supermarkecie albo w outlecie TK Maxx.

Rozgrzewka
Podstawową zasadą biegania jest uniknięcie kontuzji. Żeby jej więc uniknąć zadbaj o porządne rozgrzanie mięsni, stawów i układu kostnego. Nasze ciało musi byc przygotowane do dużego wysiłku i długich kilometrów.

Technika
Technika na pewno wpływa na wysiłek, który tak naprawdę wkładamy w bieg. A zatem:
- Patrz przed siebie, nie pod nogi. Spójrz w niebo czy przydrożne drzewa.
- Praca ramion. Powinny poruszać sie równolegle do kierunku biegu, nie zaś w poprzek naszego tułowia. Staraj się nie zaciskać dłoni. Ja łączę delikatnie palec środkowy z kciukiem i skupiam się na przepływie energii.
- Na spokojnie. Zwłaszcza na początku, nie staraj się od razy przebiedz 5 kilometrów. Nie będziesz przecież od razu frunąć. Daj sobie czas, by przyzwyczaić swoje ciało do wysiłku i tych nowych turbulencji, które wprowadzasz w swoje życie. Poza tym, nie chcesz się też od rauy zniechęcić.

Oddech
Mówi sie, że powinno sie biec takim tempem, by móc swobodnie rozmawiać. W moim przypadku nie było to realne na samym początku. Ale po kilku tygodniach jak najbardziej. Zapomnij o wdychaniu nosem a wydychaniu buzią jak to uczono nas w szkołach czy na lekcjach jogi. Biegnąc potrzebujesz tlenu, tlenu i jeszcze więcej tlenu. Dlatego absorbuj go nosem, ustami czy uszami:).

Efekt
Oczywiscie, że cudownie jest zobaczyć wyniki w postaci znikających boczków czy smuklejszych ud, ale dla mnie najważniejsze  było ruszenie swojej pupy z kanapy. Cieszę się jak dziecko z każdej nowej pokonanej trasy. Nieważne jaki czas, jaka marka ciuchów, moja super czerwona twarz. Ważna jest satysfakcja, że znów pokonałam swojego małego lenia i weszłam na ścieżkę. A efekty? One będą widoczne szybciej niż myslisz. Przede wszystkim zaczniesz sie uśmiechać i radiować pozytywną energią. Podziel się swoimi endorfinami.

Jeżeli macie swoje doświadczenia czy inne porady, dajcie znać.


It started as usual. Because of complexes...


' Thanks' to my constant business trips and living in hotels, it was not difficult to get non-healthy food. Chocolate bars from the vending machines. Pizza. Quick sandwiches on the train stations. Even for a rather sportive person - I have been practising ballroom dancing and tennis, playing volleyball and ran in school competitions for years- it was not difficult to gain a few kilograms. As usually in the beginning I have been blaming my lifestyle, my lack of time to go the gym and no clothes to wear for exercises. I was left standing there only with excuses and complaints .


But after a while I had enough of this. I went for a walk, just around the block. This is how I discovered a bicycle and running track surrounded by fields. It was there, just under my nose, all this time. The route stretches up almost to the main highway around 20 kilometres away. Just in case if my legs would go crazy:).


The lack of time to go to the gym became irrelevant. I needed to try this.


O mamma mia... I need to laugh out loud each time I think of the first few attempts. I undusted my old sneakers, wore leggings used mostly for cleaning in the house and my husbands' T-shirt. I stretched a bit and did a few exercises which I still know from school and internet tutorials, thinking all the time: It can't be that bad...


After running a few hundred meters (which felt like a few kilometres), I dreamt only to give up and turn back home. But my stubborn character did not allow me. Heavily breathing I switched to a fast march. When my heart came a bit back to normal I started to run again. I did a few rounds like this.


The next day I could not get up from bed. Aching muscles reminded me of my craziness the day before, but also filled me with proud and the feeling of winning. Winning with myself and my couch potato.


A few days later I was standing there again. On the running track. This time equipped with my mp3-player and a strong determination to run for a longer distance.


From song to song.


I have came up with a better idea. Since I don't have any smart watch or application measuring the distance and time, I used songs to distribute my strength throughout the run. Half song running, one song fast march. I did a few rounds like this.


Every week I changed the settings.


Week 1: One song running, one song fast march.
Week 2: One and a half song running, half a song fast march.
Week 3: Two songs running, a little piece fast march
Week 4: Three songs running, fast march only if I needed.


I will never forget the day I came back home, sweaty, red in my face but extremely happy and announced proudly to my Tony: Baby, I have run the whole distance without even stopping. I can eat this cake now. Just kidding:)


Only later I read that this is actually how we suppose to start the adventure of jogging. Systematically increasing the distance of the actual run and decreasing the amount of fast march. After a few weeks you are able to run 15, 20 or even 30 minutes without panting.

Regularity is the key.


It was hard, I am not going to deny it, and many times I just wanted to quit. But there was always something or someone to stop me from doing so. Or an energetic song, or a wonderful sunset, or a cheering Tony. And on top of this, I bought this beautiful shoes for jogging, it would be a sin not to wear them anymore:).


Remember, your head and the inner critic will have a lot to say, mostly nonsense - you can't do this, it's enough, just stop. Your body though can really do much more. Turn the volume of your music up and focus on breathing but ignore the voices.


Today I can easily run 5 kilometres without stopping and I am starting to change to longer routes, so maybe indeed, I will reach this motorway after all:).


I am supporting myself with additional exercises for my stomach, legs and butt and adding weekly stretching, because work behind the computer is not the greatest for my back.


Little advises.


I am not an expert, I don't know miracle diets and I don't know how to calculate the best tempo for the most effective fat burn, but I do know how to listen to my body.


Invest in good jogging shoes.
Believe me, they can really do a change. And no, they will not run for you, but they are soft, light, provide great protection and fit perfectly to your feet. Everything else is not important. I got my jogging pants and T-shirts in some supermarket or in outlets.


Warm -up
The main rule of jogging is to avoid and minimalize the possibility of contusion. To make sure of that, don't forget about warming up your muscles, joints and bone structures. Our body needs to be ready for what it is about to happen and it is a big effort and long kilometres.


Technique
The way we run has definitely a big influence on the actual effort of it. Therefore:
- Look in front of you, not at your feet.
- Arms. They should move parallel to the direction of running rather than across the body. Try not to clutch your hands. I am connecting my middle finger and thumb for a better energy flow:).


Breathing
If you jog and are able to talk it means you are running with a good tempo. In my case it was not possible for a few good weeks. Now I am definitely getting there. Forget about breathing in through your nose and breathing out through your mouth as we were taught at school or during yoga lessons. You are running and you need oxygen, oxygen and even more oxygen. So, absorb it through your nose, mouth or even ears if you can:).


Effect
Of course we want to see the effects of disappearing sides and slender tights, but to me more important was the fact that I moved my butt from the couch. I am jumping like a child each time I conquer these kilometres. Doesn't matter the time, doesn't matter the clothes, doesn't matter my red face. What matters is the satisfaction I feel and showing my couch potato its place. And the results? They will come sooner than you think. First of all, you will smile more and radiate your positive energy. So feel free to share your endorphins:)


If you have your experiences and other advises - can' t wait to read about them.







Monday 21 November 2016

The French woman. Does she really exist?



Francuska kobieta. Klasyczna. Elegancka. Szykowna. Któż nie słyszał o francuskim stylu. Stylu, który przez lata jest naśladowany i wykorzystywany we własnych stylizacjach przez dziesiątki kobiet.

Ale co jeżeli francuski styl i francuskie kobiety to tylko mit, a one same są tak samo w rozsypce stojąc przed szafą pełną rzeczy jak i my? Co, jeżeli styl, który tak zachwalamy, nie istnieje? Czy być może Francuskie kobiety używają elegancji, by niewyróżniając się, zniknąć w tłumie? Jakkolwiek, styl Francuzek musi mieć to coś, skoro jest znany na całym świecie, a książki i artykuły pisane, by odpowiedzieć na pytanie: Jak one to robią?

Uważam, że sprowadza się to do 5 podstawowych kroków i zasad. Zasad, które z łatwością możemy zastosować w naszej codzienności.

Elegancja to odmowa.

Francuska kobieta jest noszalancka i stosuje to w każdej dziedzinie swojego życia, również modzie. We Francji uznawane jest podejście o niewyróżnianiu się poprzez szaloną fryzurę, mocne kolory czy zbyt mocno obnażone ciało. Francuzka kultywuje natomiast niewymuszony wizerunek, porządne materiały i stonowane kolory.

Nie dla mało schlebiających fasonów.

Francuzki,  jak każda kobieta, posiadają kompleksy i niedoskonałe figury. Ale w przeciwieństwie do większości z nas, nie starają się ich maskować czy ukrywać. Za to eksponują je w interesujący sposób. Jeżeli żadne spodnie nie schlebiają ich sylwetkom, wybierają po prostu spódniczki.

Nie dla trendów.

Trendy i nowości w modzie są interesujące, ale tylko w magazynach czytanych mimochodem podczas weekendu. I tylko tyle. Dla Francuzek, trendy nie są wyznacznikiem, a daną rzecz kupują tylko, jeżeli są absolutnie pewne, że będzie pasował do reszty ich garderoby i jest na tyle ponadczasowy, że przetrwa nie jeden sezon.

Nie dla dresów.

Amen. Francuzki wybierają dresy, tylko i wyłącznie w drodze na siłownie, na siłowni, bądź w drodze powrotnej. I owszem, one również chcą czuć się wygodnie, ale robią to w jeansach i trenczach:).

Tak dla klasyki.

Francuzki bardzo celebruja moment zakupienia pierwszych zegarków, skórzanych torebek, czy ponadczasowego płaszcza, ponieważ bardzo prawdopodobne, że będą w ich posiadaniu na zawsze. Jeżeli już decydują się na określony model jeansów, skórzanego obuwia, bawełnianego T- shirtu czy czerwonej pomadki ( a są dopasowane wręcz idealnie), kupują więcej niż jedną parę. Po co tracić czas, nerwy i pieniądze na nowe poszukiwania, jeżeli coś jest dobre i sprawdzone?

Nie musimy zgadzać się ze wszystkim i nie wszystko wszystkim będzie się sprawdzało. Ja dorzuciłabym jeszcze dozę koloru i uśmiechu.




The French woman. Classy. Elegant. Chic. Who hasn't heard about the style of the French woman? The style which many women are trying to follow and apply in their own outfits.


But what if the French woman is a just myth? And she is as much a mess as we are? What if the style, we are so praising, is just an easy way out? What if the French women are all the same, trying to disappear on the streets using the cover of elegant but quiet style. Either way, there has to be something about them - in otherwise they would not be so known to the whole world and books and articles wouldn't be written to find out how do they do this?


I believe it comes down to 5 simple rules. The rules we might take as an advise and apply them to our own wardrobe.


Elegance is a refusal.

The French woman is nonchalant and will apply it in every aspect of her life - also in style. In France, you should not suppose to stand out because of your crazy hair cut, too many colours or too much body exposure. The French woman on the other hand will cultivate the effortless look, great materials and subdued colours.

She says no to what doesn't flatter her.


She is as much aware of her own body imperfections as we are. But she is not trying to ignore or hide them. She is making something interesting of them. And clothes are there to help. If trousers are not flattering her body, she simply will be wearing skirts.


She says no to trends.


Trends are fun and interesting to read about in the fashion magazines and books in the weekends. But that is it. The French woman will only buy the item if she is absolutely sure it would fit the rest of her wardrobe and can be used for longer than just one season.


She says no to sweatpants.


Amen to it. The French woman wears sweatpants only when she is actually working out. And of course, she is interested in being comfortable as much as we are, she just does it in jeans, pearls and trench:).


She says yes to the classics.


The important moments of buying her first watch, leather bag or timeless coat are so cherished because it can be that she will be wearing them forever. If she likes certain pair of jeans or boots or T-shirts  or lipstick (and they definitely fit her) she is not afraid to buy a few of them. Yes - the same ones.  Why to search any further if those fit me perfectly?


We don't have to agree with everything and not everything will fit everyone. I would add some note of colours and smile:). 

























Saturday 19 November 2016

Smile looks good on you :)



Minęło kilka dobrych tygodni od mojej decyzji, by wprowadzić kilka znaczących zmian do mojego rozpędzonego życia. Jestem zaszczycona, że mogę potwierdzić, iż w dalszym ciągu się nimi kieruję:).

Biegam. Nie żyję według planu. Oddaję się pasji fotografowania. Działam spontanicznie.

Zaczęłam się zastanawiać jednak, co tak naprawdę się zmieniło? Przecież nie pierwszy raz obiecywałam sobie zmiany. Co więc sprawiło, że tym razem się udało?

1. Zrezygnowałam z kontrolowania rzeczy, które są niekontrolowane, a skupiłam swoją energię na sytuacjach, które są.

Niekontrolowane: Naprawdę nie ma sensu denerwować się na ruch uliczny, korki, złą pogodę czy długie kolejki w sklepach. W żaden sposów nie mam na to wpływu, więc dlaczego miałabym tracić na tym swoje nerwy i energię?

Kontrolowane: Czułam się grubo - zaczęłam biegać i zdrowo się odżywiać. Miałam dość swojej niezbyt idealnej cery - zmieniłam swój wieczorny rytuał oczyszczania twarzy oraz kosmetyki do jego stosowania. Nie czułam się atrakcyjnie w swoich rzeczach - przejrzałam szafę raz jeszcze, by pozbyć się rzeczy za małych i znoszonych. Dlaczego mam się denerwować za każdym razem kiedy otwieram szafę pełną rzeczy, w które się nie mieszczę?

Oczywiście, że wszystko nie zmieni się przez noc. W dalszym ciągu mam na ramieniu mojego małego control freak gotowego do paniki, ale nie pozwalam sobie na złamanie swojego pozytywnego nastawienia. I tak, jest to frustrujące i denerwujące, ale chcę zobaczyć jak daleko może mnie to zaprowadzić:).

2. Lustereczko powiedz przecie...

Przyglądałam się ostatnio mojemu mężowi podczas jego porannych czynności przed wyjściem do pracy. Nawet przez moment nie odwrócił sie, by przejrzeć się w lustrze i sprawdzić czy jego pupa nie wygląda przypadkiem grubo czy też wciągał brzuch poprawiając swoją koszulę. Nie, tylko my - kobiety - to potrafimy. Dołowanie samych siebie przed lustrem nie jest dla nas niczym niecodziennym, by z powodzeniem zepsuć nasz humor i zrujnować dzień.

Ale co robi wtedy Tony? Uśmiecha się do siebie przez 30 sekund i idzie do pracy. Zapytałam jego co wtedy myśli. Hmm... Mówię sobie - cześć przystojniaku, a cie parasol, wyglądam dziś zjawiskowo. To będzie dobry dzień.

Powiedział mi również, że to wszystko dzięki pozytywnej mocy uśmiechu. Nawet jeżeli jesteś w absolutnie paskudnym humorze, a patrzenie na siebie w lustrze na pewno tego nie poprawi, spróbuj pomimo wszystko spojrzeć na siebie i uśmiechnąć się do siebie. Uśmiechaj się tak długo, aż poczujesz się lżej i szczęśliwiej. Jest to mały psychologiczny trik, który pomoże nam w oszukaniu naszego mózgu. Widzisz w lustrze swoją uśmiechniętą buzię, więc sygnał, który wysyłamy do mózgu to - hej, jestem zadowolony. Jako, że jest to sprzeczne z naszym dopiero co złym humorem, nasz mózg nie akceptuje tego. Dlatego też naprawdę poczujesz się lepiej.

3. Żyj tu i teraz.

Jesteśmy doprawdy dziwną istotą. Mamy tendencję do przekładania wszystkiego i czekania na właściwy moment, by zacząć żyć i cieszyć się tym... Często słyszę dookoła ludzi obiecujących: jak tylko znajdę lepszą pracę, jak tylko skończę projekt, jak tylko zacznę więcej zarabiać, jak tylko zamienię mieszkanie na większe. Zawsze na coś czekamy. I zawsze wydaje nam się, że przecież będzie jeszcze tyle czasu, by się tym nacieszyć. W pogoni za kolejnymi " życiowymi szansami ", nie zauważamy upływającego czasu. Błąd. Bo nasze życie się nie zatrzyma. Nie ma magicznego guzika STOP, by przeczekać, te wszystkie życiowe szansy, życiowe momenty.

Nie możesz sprawić, by życie Ci się przydarzyło. To Ty musisz przeżyć życie.

Gdy Dalai lama został zapytany co najbardziej zaskakuje go w człowieczeństwie, odpowiedział: " Człowiek... ponieważ poświęca swoje zdrowie, by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca pieniądze, by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w przyszłości ani w teraźniejszości. Żyje tak jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak naprawdę nie żyjąc. "

4. Wizualizacja

Mój mąż jest z wykształcenia psychologiem, dlatego nie jest mu obce rozpoznawanie ludzkich zachowań i ćwiczenia, by je zmienić. Pewnego dnia po powrocie z pracy, opowiedział mi o sesji, którą przeprowadził z jednym ze swych pracowników. Byłam w szoku, po wypróbowaniu tego na sobie.

Zamknij oczy i skup się. Pomyśl o wszystkich głosach w Twojej głowie, które Ci powtarzają, że Ci się nie uda, że nie dasz rady, że łatwiej się poddać, aniżeli spróbować. Wyobraź sobie, że nadajesz im pewien kształt. Może to być kółko, kwadrat czy romb. Nadaj im kolor. Jakiego jest koloru? Twoje negatywne głosy mają teraz kształt. W dalszym ciągu są bardzo głośne, bo wciąż znajdują się w Twojej głowie. Wyobraź sobie, że ten obiekt przeniósł się na Twoje ramię. Siedzi sobie tam zawierając Twoje wszystkie negatywne myśli. W dalszym ciągu je słyszysz, prawda? Ale jakby nieco ciszej. Teraz, przenieś obiekt na podłogę, na przeciw Twoich stóp. Co chcesz z tym zrobić? Kopnąć? Śmiało. Czy dalej je słyszysz?A teraz przenieś obiekt za kanapę albo szafę. W miejsce, za którym nie będziesz ich widział. I możesz je tam spokojnie zostawić. Wiesz, że one się tam znajdują, ale ani ich nie widzisz, ani nie słyszysz. W efekci, czujesz się lżej i radośniej.

Warto wypróbować to ćwiczenie kilka razy, tak by wyrzucenie negatywnych myśli z Twojej głowy przychodziło Ci sprawniej i szybciej.

5. Sekret - Prawo przyciągania

Poprzez skupianie się na negatywnych emocjach i wydarzeniach, w wielkim stopniu sprawiamy, że się wydarzą. Wysyłając negatywną energię, możemy się spodziewać, że spotkamy je na swojej drodze. Jeżeli myślisz, że spóźnij się do pracy, bo na pewno będzie korek na drodze, możesz być pewien, że tak się zdarzy. Bądź jeżeli z gory zakładamy, że nie dostaniemy tej pracy, bo przecież nie mam kwalfikacji, nie jestem tak dobry... Prawdopodobnie tak się stanie.

Ale co może się okazać, jeżeli tylko zmienimy nastawienie na pozytywne? Jeżeli myślisz, że dostaniesz się na czas do pracy, że otrzymasz propozycję tej pracy? Wysyłając pozytywne myśli i energię, przyciągamy pozytywnych ludzi, wydarzenia i energię.

W książce " Prawo przyciągania" opisane są fantastyczne ćwiczenia i sposoby, by uatrakcyjnić nasze przyciąganie i wykorzystywanie pozytywnej energii.

Życzę Wam zatem efektywnych ćwiczeń, a ja w wracam do pracy nad sobą i swoim szczęściem, bo jestem przecież  Happy Betty:).




It has been a few good weeks since I decided to bring significant changes into my life and live it like it is actually mine. I am very happy to announce that I am still keeping up.

I jog. I have no plan. I take photos. I go out for a coffee or a walk. I think positive.

Nevertheless, I keep wondering and asking myself  what has actually changed in my mind? I have done that so many times - promised myself to change, to live a different life. So what has actually happened that this time it is really working?

1. I gave up of being in control of the uncontrollable things in life and put all my energy on things I can control.

Uncontrollable:  I stopped complaining about the daily traffic, the grey weather, queues in the shops. I simply cannot change it so why loose my energy on it?  

Controllable: I felt fat - I started to jog and do some exercises (even at home). I am just tired of my imperfect face skin - I set up a daily routine to clean it properly with proper products. I cleaned my wardrobe once again - I want to feel great about myself so I don't need the clothes which are too small or worn - why should I get annoyed with this each time I see them?

Of course, I still have this little control freak sitting on my shoulder, being ready to panic, but I don't allow it to break my focus on positives. It is sometimes tiring and frustrating but I don't want to give up on practising and making myself even better.

2. Mirror, mirror on the wall, who is the prettiest of us all...

I have been watching my husband preparing for work in the morning. He didn't even once turn to see how his butt looks like in the mirror, nervously pulling his shirt or sucking in his stomach to look thinner:).  No, this is what we - women - do. We pull ourselves down even by looking in the mirror. It affects our moods and even a whole brand new day.

But what does Tony do? He smiles at himself for 30 seconds and then goes to work. I asked him what  he thinks at these moments. He told me: 'well, I say to myself: damn you look great today. Lets have a good day.'

He also told me about the effect of a smile. Even if you are in an absolute bad mood and looking at yourself does not help, try to smile and see it in the mirror. Smile long enough until you feel lighter and happier. It is psychological trick we can do with our brains. We see our smiling face, therefore the signal we send to our brain is - we are happy.  The mood we were having before does not fit to it. It changes your mood then. I do this ever since:).

3. Seize the moment

We tend to wait for the right moment to start living and enjoying it... I hear people around me promising: well as soon as I found a better job;  as soon as I finish the project; as soon as I move to a bigger apartment... We are always waiting for something. We are always thinking there will be enough time left to enjoy what is around us. We are so afraid to miss any chances life throws at us. Wrong. The life does not go anywhere. This is it. There is no STOP button to wait until we are ready to enjoy it. We need to learn to do this no matter what is happening.

You just can't let life happen to you, you have to make life happen.

When the Dalai Lama was asked what surprises him the most in humanity he said : ' Man... Because he sacrifices his health in order to make money. Then he sacrifices his money to recuperate his health. And then he is so anxious about the future that he does not enjoy the present, the result being that he does not live in the present or future. He lives like he is never going to die, and then dies never really lived.'

4. Visualization

My hubby studied psychology so he knows a lot of patterns of behaviour and exercises to overcome them. One day after work he was telling me of a coaching session he had with one of his employees. I was stunned when I did it myself as well.

Close your eyes and focus. Think of what is pulling you down, the voices you hear in your head which tell you that you can't do this, that it will never work, that you need to give up. Try to imagine them in some shape. It can be a circle, a square or a triangle, what do you see? So the negative voices now have a shape. Give it a colour. What colour is it? They are still loud cause they are in your head. Imagine that the object is now moving down on your body - on your shoulder. It is sitting there, containing all the negative voices. You still hear them, right? But not so loud anymore. Now lower the object even more, the object is on the floor, in front of your feet. Do you still hear it? Yes, I hear it. But it is somewhat quieter. What do you want to do with it? Kick it. Imagine now that the object is behind the couch or  a chair in the room, somewhere, where you cannot see it.  You know it is there but it does not bother you so much because it is not inside of you.  Leave all the negative voices there and go for walk or take a break. How do you feel? Lighter?

Of course it will take a while and a few repetitions to put the voices in the corner everytime they come back. But in a certain moment it will be easy and fast.

5. Secret - The law of attraction

This is another thing Tony has introduced me to.

Focusing on negativity will most likely result in it. We send energy to the universe and the universe will give back to us exactly what was sent. If you think that you will be late to work because this traffic is insane - you will most likely be late. If you think you will never get this job because you don't have qualifications, you don't believe you are good enough - you will not get this job even though you actually have the experience that is needed.

But what if you exchange the thoughts with positive ones. I will get there on time, I will get this job and see it with the eyes of imagination. It will most likely happen then.

There is amazing book to learn more about it. Secret and the Law of attraction. How our thinking can change the energy we sent.

I wish you great exercising and I continue to work on myself. I am happy Betty after all:).



















Monday 14 November 2016

High heels or high hills?






Mogłabym nosić szpilki przez cały dzień, co dzień - nie powiedziała jeszcze żadna kobieta:).

Kilka dni temu pakowałam się na weekendowy wyjazd. Kiedy przyszło do spakowania obuwia, stanęłam przed szafką i się zastanowiłam: Myślę, że wezmę płaskie botki. Przecież mam zamiar trochę pochodzić i pozwiedzać... Ale zaraz naiwna myśl dołączyła: Hmm.. tylko, że spakowałam same sukienki i spódniczki, więc tylko obcasy sprawią, że moje nogi będą pięknie napięte, a pupa lekko uniesiona. No i przecież, przy moim 160cm wzroście nie chcę wyglądać jak kaczka, ale jak kobieta. Haha, bardzo śmieszne, nie ważne, pakuj płaskie.

Tak wygląda moje dziś, ale jeszcze kilka lat temu nie znaleźlibyście ani jednej płaskiej pary butów w mojej szafie. Bez problem maszerowałam całymi dniami na wysokich obcasach i lubowałam się w klikających odgłosach, któe wydawały. Zima i śnieg po kolona czy upalne lato. Nie miało to żadnego znaczenia. Odważnie i pewnie przechadzałam się w nich po pracy, zwiedzając miasta czy tak po prostu w drodze po zakupy:). I, o madonno, czułam się jak million dollarów:). Oczywiście, miałam kilka prób zakupu trochę niższego obuwia. Kończyło się to jednak parą następnych szpilek. Kupno płaskich butów, to przecież taka strata pieniędzy - myślałam sobie...

Moje chodzenie w chmurach trwało jeszcze kilka dobrych lat do momentu, kiedy po prostu nie mogłam. Moje stopy się zbuntowały i odmówily dalszego bólu. Bo, dziewczyny, bądźmy szczere. Które z nas tak naprawdę lubią chodzenie w butach na obcasach dłużej niż tylko na tzw. wejście, pamiątkową fotografię i kilka pierwszych tańców? Ile razy miałaś w torebce balerinki na zmianę " tak na wszelki wypadek" ? I ile razy ten moment " tak na wszelki wypadek" nadszedł już po pierwszej godzinie? :)

Nie, nie mówię, że noszenie wysokich obcasów jest czymś złym, a one same powinny byś spalone i zastąpione kapciuszkami. Uważam, że są wspaniałe. Magicznie naprężają i wydłużają nasze nogi, podnoszą nasze pośladki, sprawiają, że chodzimy z gracją i elegancją, lekko kręcąc biodrami. Potrafią uwolnić naszą kobiecość, seksapil i pewność siebie. I tak, owszem, sprawiają, że nie jeden mężczyzna odwróci za nami głowę. Tak jak mówiłam - są wspaniałe:).

I w dalszym ciągu je uwielbiam i noszę. Ale już w trochę mądrzejszy sposób. Wypróbowałam kilka małych trików, które pomogły mi w cieszeniu się wysokimi obcasami i fizycznie i psychicznie.

1. Bądź jak gwiazda: ubieraj płaskie obuwie w ciągu dnia a obcasy wieczorową porą. Czy widziałaś kiedyś aktorkę czy modelkę w jej mega super wysokich szpilkach w drodze na siłownię czy zakupy? Nie, one oszczędzają je (i swoje stopy również) na wielkie gale, Oscary czy inne bankiety. W naszym przypadku, możemy je założyć na randkę, do kina czy szaloną, taneczną noc.

2. 6 cm są tak samo sexy jak i 9 cm. Jeżeli lubisz ubierać obcasy do pracy lub podczas innych aktywności w ciągu normalnego dnia, proponuję zejście na troszkę niższe piętro:). Niedawno kupiłam parę botków na niższym, ale wciąż, obcasie. I czuję się równie wspaniale, ale bardziej wygodnie.

3. Stabilny słupek zamiast cienkiej szpilki. Są nie tylko bardziej wygodne i stabilne, ale również nie wpadają pomiędzy płyty chodnikowe.

4. Wypróbuj platformy. Dodadzą Ci nie tylko kilka dodatkowych centymetrów, ale są także łagodne dla stopy.

5. Poduszeczki żelowe. Jeżeli i tak decudujesz się na ultra wysokie obcasy, warto wypróbować poduszeczki żelowe umiejscowione tuż pod śródstopiem dla lepszej amortyzacji i przede wszystkim - przetrawania dnia czy wieczoru:).

A jakie są Wasze doświadczenia?




I could wear high heels all day, every day - said no women yet:).

A few days ago, I have been packing for the weekend away. I opened the closet with shoes and my first thought was - I will take my flat boots cause then I can walk all they long without pain. But then the crazy thought came along - Well... I am planning to wear skirts and dresses therefore high heels would make my legs longer and could lift my butt. And with my 160 cm high I don't want to look like a duck but a sophisticated woman. Damn it! Don't care. I need to be able to walk so I take flats.  

This is today, but a few years ago, I did not have a single pair of flat shoes in my closet. I was walking all day long in my heels, enjoying their little clicking noise. Winter and snow up till my knees or summer with 40 degree weather. It didn't matter. Bravery, I was wearing them to work, for sightseeing or even just to pick up some grocery from the shop. And, oh boy, I felt like a million $$$ :). I had good attempts though to get some flats anyway, however each time I wanted to do so, I ended up with another pair of high heels. It is just such a waste of money to buy normal shoes - I always said to myself...

I continued my walk in the clouds for a few good years until I couldn't any more. My feet refused to be in this pain for much longer because lets be honest girls - which of us enjoy, really enjoy wearing heels for more than just an entrance to the party, quick photographs and first few dances? How many times did you have ballerinas with you in the bag for ' just in case' ? And how many times this ' just in case' moment happened right after first hour?

I am not saying that high heels shoes are bad. No! They are simply fabulous. They are magically tightening our legs and butts, making us walk straight with grace, elegance and a hips swing. They empower our feminine side. They release our sexiness, confidence and energy. And yes, they make men turn their heads. Like I said - they are just fabulous.

I still love them and I still wear them. I am just a bit smarter about it. I learned a few tricks which helped me to enjoy wearing them - physically and mentally.

1. Be like models: wear flats during the day and high heels in the evening. Have you ever seen models or actors wearing their super skinny high heels during the day? No, they save them (and their feet) for an evening gala, Oscars or other events. Well, you can save them for date with your other half, cinema with friends or dancing night.

2. 6cm is as sexy as 9 or 10 cm. If you deciding to wear high heels also to work or another daily activities, you might want to come to a bit lower etage. I bought a few pairs with 6cm heels and I feel as great as before, but more comfortable.

3. Stable block high heel rather than super skinny ones. They are not only more comfortable and stable but they also don't get stuck between the bricks on the street.

4. Platform shoes. They give you this extra few centimetres you wanted but are gentle for your feet.

5. Gel pillows. If you, nevertheless, decided to go with extra high and super sexy heels, gel pillows for the middle part of you foot can help you to go through the day or night.

And what is your experience?